Jak mieszka ktoś, kto jest uzależniony od rzeczy vintage? Nie od wszystkich, jak leci, byleby były trochę odrapane.
Z konkretnego okresu, który i mnie zachwyca, ale o takiej kolekcji mogę tylko pomarzyć.
Hilda Grahnat kocha retro meble i przedmioty z lat 40, 50, 60 i 70 ubiegłego wieku. Kolekcjonuje je wytrwale przemierzając pchle targi, podróżując, śledząc internetowe aukcje. Odnawia je i z nimi mieszka :)
Poza tym zajmuje się fotografią (m. in. ślubną) i tworzy różne przedmioty w duchu ulubionego okresu w designie.
Na przykład papeterie, plakaty, kartki, notesy i, uwaga, książko-zegary!
Aktualnie Hilda mieszka w Oslo. Nie w jakiejś wypasionej willi, nawet nie w kamienicy, gdzie wysokie świetliste wnętrza same w sobie są piękne i nie potrzebują wiele pracy, by zachwycać.
Hilda mieszka w blokowisku i tam stworzyła swoją bezpieczną, wyjątkową i niepowtarzalną przestrzeń.
Podkreślam to dlatego, że czasem słyszę: no tak, ale tak a tak to mieszkać można w jakimś pałacu, a ja mam kawalerkę w bloku, na piątym piętrze, na prawo od windy ;)
Umówmy się, że pałacowe wnętrze raczej kiepsko będzie wyglądało po przeprowadzce do tzw. wielkiej płyty, ale każde mieszkanie można urządzić ze smakiem i w stylu, który nie będzie się gryzł z lokalizacją czy możliwościami.
Kuchnia Hildy:
Hilda nie boi się eksperymentować nawet z kolorem framug, ale stare krzesła pozostawiła w ich naturalnej drewnianej odsłonie. Fajnie, bo tego typu siedziska można teraz spotkać po przeróżnych przeróbkach, najczęściej pomalowane. I wyglądają super, no ale nie muszą wszystkie być takie same.
W kuchni osoby uzależnionej od vintage nie może zabraknąć otwartych półek eksponujących wspaniałe zbiory. Tu oczywiście String!
Stare zegarki usadowiły się na parapecie przy doniczkach roślinami.
Wszystkie te kolekcje są ruchome, rosną, zmieniają się, zmieniają swoje miejsce, a tym samym zmieniają całą kuchnię, podtrzymując jednak jej niebanalny charakter.
Niezmienna jest na razie lampa i super, bo jest przepiękna i lekka!
Miejsce do pracy:
Raz bałagan, raz jedynie twórczy nieporządek, normalka u kogoś, kto coś robi i na dodatek lubi gromadzić piękne duperelki ;)))
Nad biurkiem oczywiście prosty, jeśli chodzi o konstrukcję, moodboard: dziurkowana płyta w ramie. I aż dwie industrialne lampki!
Dopełnieniem miejsca do pracy jest ulokowany w pobliżu wygodny fotel, na który można się przerzucić z książką lub czasopismem, gdy z trybu pracy twórczej przechodzimy do poszukiwania natchnienia na przykład ;)
Reszta salonu:
Ok, wiem, można się trochę pogubić...
Wszystko wynika z tego, że living room jest dla Hildy polem do wiecznych przemeblowań. Raz pracuje w jednym kącie, odpoczywa w drugim, a śpi w trzecim (tak, tu jest tylko jeden pokój!), by po 3 tygodniach wszystko poprzestawiać i testować, czy jest lepiej.
Nie dziwię się tym próbom, bo gdy mamy do dyspozycji tylko jedno pomieszczenie plus kuchnię, to trzeba być na 100% pewnym wykorzystania przestrzeni jak najlepiej.
W kuchni wędrują co najwyżej dekoracje, w salonie wędruje wszystko ;) Na dodatek nie do wszystkich mebli właścicielka jest tak samo przywiązana, więc i te się zmieniają. Łączy je jedno: nie są z Ikei, a na pewno nie z jej XXI-wiecznego asortymentu ;)
Smaczki, kolekcje i projekty:
Jak widzicie Hilda nie zwykła sobie odmawiać kupna czegoś, co jej się podoba. Sama mówi, że cierpi na vintage addiction ;)
Pucio!
Wasza fu ;D
*I*
v